Newsletter SCF News
Dołącz do 7000 odbiorców!

[WYWIAD] Ł. Rybak, K. Dymek, DeliGoo: nie interesuje nas wartość zamówienia, a dystans między punktem odbioru i dostawy

Przed pandemią informacje o zamknięciach lokali gastronomicznych były sporadyczne. Pojawiały się może raz w miesiącu. Teraz dostajemy takie wiadomości kilka razy w tygodniu. Skala jest więc ogromna. Szacujemy, że ok. 20 proc. biznesów gastronomicznych nie przetrwa – mówią w rozmowie z redakcją retailnet.pl / SCF News Łukasz Rybak i Konrad Dymek, współzałożyciele DeliGoo – firmy, która dostarcza zamówienia z ponad 700 restauracji oraz sklepów (w tym m.in. z lokali sieci Bobby Burger, Da Grasso, Dominium Pizza, a także drogerii Hebe

Rynek delivery rośnie w zawrotnym tempie. Na jakim etapie rozwoju jest DeliGoo?

Łukasz Rybak: Jesteśmy stosunkowo młodą firmą, na szeroko rozumianym rynku delivery zaistnieliśmy w 2017 r. Aktualnie jesteśmy obecni w 24 miastach w Polsce. W momencie, kiedy zauważyliśmy, że popyt na nasze usługi jest coraz większy, podjęliśmy decyzję o rozwoju w modelu franczyzowym. Ta forma nie do końca się jednak sprawdziła i w tej chwili preferujemy model mieszany – obok oddziałów franczyzowych mamy kilka miast tzw. własnych, w których działamy z ofertą kompleksową. Są to Bydgoszcz, Poznań, Wrocław, Łódź, Warszawa czy Gdynia.

R E K L A M A

Przed pandemią obsługiwaliśmy około 200 klientów, teraz jest ich blisko 700. Tak znaczący przyrost związany jest także z większą liczbą miast w których działamy i to rośnie proporcjonalnie. Szczególny wzrost liczby zapytań notowaliśmy w czasie pierwszego lockdownu. Odzywały się nie tylko restauracje, ale także hotele i wiele innych firm, które podjęły próbę ratowania się w sytuacji zamknięcia sklepów. Wejście w dostawy nie jest jednak prostym zadaniem i wymaga przygotowania.

W ostatnim czasie pojawiły się zarzuty, szczególnie ze strony sieci gastronomicznych, że dostawcy windują ceny dowozu, a restauratorzy chcąc przetrwać pandemię są niejako skazani na wasze usługi. Na jakich zasadach są naliczane opłaty za dowóz jedzenia do klienta i jaką mają wysokość?

Konrad Dymek: Powszechnie uważa się się, że wysokość opłaty za dowóz naliczana jest w oparciu o wartość zamówienia. Słyszy się, że dostawcy naliczają ok. 30, a w niektórych wypadkach nawet 40 proc. marży. To w wielu przypadkach doprowadza sieci restauracyjne do tak wysokich opłat, że ledwo wychodzą na swoje. My działamy w zupełnie innej formule. Obsługujemy dostawy, nie jesteśmy portalem przyjmującym zamówienia. Pobieramy opłatę zryczałtowaną. Nie interesuje nas wartość zamówienia, a dystans między punktem odbioru i dostawy. Przewozimy przesyłkę o dowolnej zawartości i wartości, a koszt zależy od przebytych kilometrów. Proponujemy kilka stref dostaw. I przykładowo – w pierwszej strefie do 3 km opłata ta wynosi ok. 12-14 zł netto. Restauracje rekompensują sobie część tej kwoty, przerzucając ją na klienta końcowego. Najczęściej to 50 proc.

Jak rozliczacie się ze zleceniodawcą i klientem na ostatniej linii dostawy?

K.D.: Naszym klientem jest restauracja. I to z nią podpisujemy umowę i finalnie się rozliczamy na podstawie wystawianej raz w miesiącu faktury VAT. Natomiast klientowi restauracji proponujemy wszystkie możliwe formy płatności – od gotówki po terminale, w które każdy z naszych kurierów jest zaopatrzony. Oczywiście restauracja może też przyjmować płatności za zamówienia we własnym zakresie, to znaczy online. Nasza marża bierze się z technologii, która pozwala nam optymalnie zarządzać dostawami. System umożliwia nam odbiór towaru z kilku restauracji, kontrolę parametrów, czasu przewozu, kierunków dowozu. I na tych połączeniach zamówień z kilku restauracji budujemy marżę. Opracowany przez nas system usprawnia grafik dowozów, zatrudnienie kurierów, obsługę zamówień z lokali gastronomicznych i wreszcie dostawę. Optymalizujemy te działania dzięki kilkudziesięciu kurierom w każdym mieście i współpracujemy z kilkuset restauracjami na raz, więc jesteśmy w stanie to robić szybko i w lepszej cenie.

Pandemia odcisnęła mocne piętno na sieciach gastronomicznych. Wiele z nich nie przetrwa. Jak głębokie zmiany czekają nas na tym rynku?

Ł.R.: Przed pandemią informacje o zamknięciach lokali gastronomicznych były sporadyczne. Pojawiały się może raz w miesiącu. Teraz dostajemy takie wiadomości kilka razy w tygodniu. Skala jest więc ogromna. Szacujemy, że ok. 20 proc. biznesów gastronomicznych nie przetrwa. Z każdym dniem lockdownu ten odsetek rośnie. Wielu walczy nadal. Wszystko zależy od tego, kiedy lokale będą mogły normalnie funkcjonować. Niepewność w biznesie zabija, niemożliwość zaplanowania czegokolwiek dobija.

Czy boom na Wasze usługi utrzyma się także po pandemii?

Ł.R.: Z jednej strony rzeczywiście nasza firma korzysta z pandemii, a z drugiej restauracje próbują dostawy zrobić własnym sumptem. Właściciele lokali gastronomicznych starają się utrzymać zespół i kurierami są na przykład kelnerzy albo managerowie. My preferujemy współpracę na wyłączność, ale spodziewamy się, że w momencie, gdy pandemia wreszcie się skończy wrócą do nas ci, którzy usługi dostawy organizują w oparciu o zatrudnione przez siebie osoby.

DeliGoo współpracujecie nie tylko z restauracjami.

Ł.R.: Otwieramy się na rynek e-commerce. Dostawy ze sklepów rosną w ekspresowym tempie. Konsumenci w zeszłym roku stanęli przed koniecznością zamawiania online wielu produktów, po które dotychczas jeździli do sklepów. I z upływem coraz więcej z nich zaczęło dostrzegać wygodę. Nie tylko w przypadku dużych, planowanych zakupów, na przykład odzieży, czy mebli, ale też drobnych, codziennych. Jesteśmy też rozwiązaniem dla ostatniej mili, możemy dowieźć zamówione produkty z punktu odbioru w okolicy bezpośrednio do adresata.
W tej chwili pracujemy już z siecią drogerii Hebe i prowadzimy rozmowy z kilkoma innymi sieciami, a także operatorami logistycznymi. Planujemy także kierować naszą usługę wprost do galerii handlowych.

Jak taka współpraca z galeriami miałaby wyglądać?

K.D.: Pierwsze testy takiej współpracy już trwają. Galerie oferują wszystkim swoim najemcom usługę dostaw i oprócz powierzchni handlowej i magazynowej zapewniają także logistykę. Kurier w ramach takiej umowy ma wyznaczone miejsce postojowe przy galerii, zorganizowany punkt odbioru towarów z różnych sklepów i dzięki temu może sprawniej funkcjonować. Myślę, że to przyszłość centrów handlowych.

Czym się różnicie od portali do zamawiania jedzenia?

Ł.R.: Znane portale są pośrednikami w zamawianiu jedzenia, a dodatkowo świadczą usługę dostawy. Kierują więc swoją usługę do klienta indywidualnego, pompują mnóstwo środków w marketing i zapraszają, do tego, by jak najwięcej osób korzystało z ofert restauracji za pośrednictwem ich platformy i aplikacji do zamawiania jedzenia. My swoją ofertę kierujemy bezpośrednio do restauracji. Działamy na zasadach B2B, czyli zastępujemy kierowcę w danej restauracji. Z punktu widzenia restauratora korzystanie z naszych usług jest łatwiejsze i tańsze, bo nie trzeba zatrudniać kierowcy, martwić się o zapewnienie mu środka transportu, koordynować dostawy i dbać o grafik dostaw. Wszystko to jest po naszej stronie.

Rozmawiała: Katarzyna Łabuz