Wkrótce SCF 2024 Spring
Dołącz do 1200 uczestników!

[WYWIAD] Wojciech Normand, Deichmann: 2-3 lata rozwoju głównie w parkach handlowych

Na długoterminowe wnioski musimy jeszcze poczekać. Dosyć powszechne było przewidywanie, że pierwszy okres po zniesieniu zakazu handlu, to będzie czas realizacji odłożonego popytu. I tak się stało, ale to nie przesądza o tym, co będzie się działo w kolejnych tygodniach – w rozmowie z SCF News/ retailnet.pl mówi Wojciech Normand, Wiceprezes Zarządu, Deichmann Polska

Jaki był wpływ pandemii na Waszą sieć sprzedaży w Polsce. Pytam o liczbę sklepów w marcu 2020 w stosunku do maja 2021?

Wojciech Normand: W marcu ubiegłego roku mieliśmy 248 sklepów. Już po pierwszym lockdownie było w nas takie mocne przekonanie, że trzeba patrzeć w przyszłość z optymizmem, z nadzieją. Dlatego w ubiegłym roku otworzyliśmy 6 kolejnych sklepów. Dzisiaj mamy ich 253, bo jeden sklep zamknęliśmy z początkiem tego roku. To zamknięcie było jednak zaplanowane znacznie wcześniej i nie miało związku z pandemią.

Duża część Waszej sieci jest zlokalizowana w parkach handlowych. To dawało chyba pewien komfort?

WN: Dawało to minimum komfortu, bo tylko co czwarty sklep jest w parkach handlowych. Trzeba także pamiętać, że te sklepy są w małych i bardzo małych miejscowościach. Zamknięte były natomiast sklepy w galeriach handlowych czyli wszystkie te, które są wysokoobrotowe. W efekcie 60 sklepów w parkach handlowych nie gwarantowało nam automatycznie 25 procent obrotów.

Na jakich warunkach czynszowych działaliście przez ten czas? Rozumiem, że to było przedmiotem indywidualnych ustaleń z poszczególnymi wynajmującymi, ale czy był jakiś wspólny mianownik dla porozumień czynszowych?

WN: Przyjęliśmy zasadę że jeżeli możemy działać to wywiązujemy się z zobowiązań czynszowych, chyba że utrata klientów była tak znacząca, że uzasadnione stawało się podjęcie rozmów o obniżeniu czynszów. Takich sklepów nie było dużo, ale tam gdzie negocjacje były uzasadnione, spotkaliśmy się z dużym zrozumieniem ze strony wynajmujących. Uwaga ta dotyczy jednak pierwszego lockdownu. Kiedy przyszły kolejne zamknięcia pojawiło się rosnące zniecierpliwienie – i to po obu stronach – a gotowość do kompromisu znacznie się zmniejszyła.

Jak to wygląda teraz?

WN: 4 maja otworzyliśmy wszystkie sklepy. Mamy ustalone specjalne warunki czynszowe na najbliższy okres, czyli czas odbudowy odwiedzalności centrów handlowych. Doświadczenia ostatniego roku pokazują, że w dużych, śródmiejskich galeriach frekwencja będzie na niższym poziomie niż przed pandemią. Czynsze muszą więc odzwierciedlać ten stan rzeczy.

Czyli w przypadku wielkomiejskich galerii macie porozumienia, zgodnie z którymi do czasu powrotu footfallu do poziomu sprzed pandemii czynsze są zredukowane?

WN: W ogólnym zarysie można powiedzieć, że tak.

Czyli do czynszów sprzed marca 2020 wracacie dopiero jak odwiedzalność będzie na poziomie roku 2019?

WN: Mamy różne rozwiązania. Często są i takie, że w momencie, gdy frekwencja wraca do poziomu sprzed pandemii, to wracamy do przedpandemicznych warunków współpracy.

Czy na podstawie doświadczeń ubiegłego roku, szczególnie tych związanych z dosyć szybką odbudową odwiedzalności po pierwszym lockdownie, można sądzić, że teraz będzie podobnie?

WN: Ten scenariusz nie powtórzy się. Jako społeczeństwo jesteśmy bogatsi w doświadczenia, których siłą rzeczy w ubiegłym roku nie mieliśmy. Rok temu chyba większość z nas sądziła, że to już jest po wszystkim. Kilkaset nowych przypadków zakażenia w skali całego kraju pozwalało sądzić, że pandemia jest pod kontrolą. Potem okazało się, że zjawisko jest o wiele bardziej dolegliwe i skomplikowane, a jego wpływ na zachowania klientów dużo głębszy. Dlatego obecnie wiele osób będzie będzie dużo bardziej ostrożnych, niż było to przed rokiem, w robieniu zakupów w centrach handlowych. Wydaje mi się, że wizyty będą ograniczone do rozsądnego minimum. Przynajmniej przez najbliższe miesiące to już nie będzie ulubiony sposób spędzania wolnego czasu.

Musimy pamiętać też o praktycznie zerowym ruchu turystycznym, a przecież w wielu miejscach w Polsce turyści stanowili duży odsetek wśród odwiedzających galerie handlowe. Problem będą miały też galerie zlokalizowane w centrach miast, które są otoczone biurowcami. Wielu klientów pracuje dzisiaj w systemie home office lub w trybie hybrydowym. I to w części przynajmniej pozostanie.

Jakie to będzie miało wpływ na Wasze plany rozwoju? Przed pandemią rośliście rok do roku o 10 procent.

WN: Deichmann nadal będzie się w Polsce rozwijał. To jest poza dyskusją. Nie możemy jednak lekceważyć doświadczeń, których nabyliśmy podczas pandemii. Wciąż jednak widzimy możliwości rozwoju. Tym bardziej, że powstaje dużo obiektów handlowych w formacie, który najlepiej sprawdził się w pandemii. Myślę oczywiście o parkach handlowych i ich oferta budzi nasze zainteresowanie.

A co z tradycyjnymi, dużymi galeriami?

WN: Nie widzę nowych projektów. Być może modernizowane będą te, które zostały zbudowane na początku XXI wieku. Polska ma oczywiście potencjał na rozwój rynku, ale w najbliższym czasie nie będzie istotnego wzrostu podaży powierzchni handlowej w dużych miastach. To limituje więc naszą ekspansję, która w najbliższych 2-3 latach będzie ograniczona przede wszystkim do parków handlowych. Oczywiście nie wyklucza to zmian lokalizacji, czy powiększenia powierzchni handlowej w tych centrach handlowych, w których marka Deichmann jest już obecna.

Niektórzy najemcy pod wpływem doświadczeń ostatnich miesięcy wprowadzają nowe koncepty, zmieniają powierzchnię sklepów. To jest często odpowiedź na zmiany zachodzące po stronie klientów. Czy planujecie podobne ruchy?

WN: Cały czas jesteśmy nastawieni na to by dostosowywać nasze sklepy do potrzeb klientów. Dzieje się tak na poziomie koncernowym i jest implementowane przez nas w Polsce. Znając innowacyjność naszego właściciela spodziewam się, że jeszcze wiele nowości zaprezentujemy także na rynku polskim.

Ale nie planujecie ograniczania powierzchni istniejących sklepów?

WN: Nie ma takich planów, bo my zachowywaliśmy dosyć jednolitą i konsekwentną strategię, jeżeli chodzi o rozwój sieci naszych sklepów. One zawsze mieściły się w formacie dostosowanym do przewidywanej przez nas odwiedzalności i obrotów, a nie były tworzone według ujednoliconego, standardowego wymiaru. Mamy więc sklepy o powierzchni około 450 metrów w mniejszych miastach i nawet do 800 metrów w miastach większych. A największy sklep to 1250 metrów.

Rozmawiamy po pierwszym tygodniu od otwarcia rynku. Czy na podstawie wyników tych dni można powiedzieć coś więcej o tym co nas czeka w przyszłości?

WN: Na takie wnioski musimy jeszcze poczekać. Dosyć powszechne było przewidywanie, że pierwszy okres po zniesieniu zakazu handlu, to będzie czas realizacji odłożonego popytu. I tak się stało, ale to nie przesądza o tym, co będzie się działo w kolejnych tygodniach. Trudno przewidzieć co będzie, bo mamy do czynienia z olbrzymim rozchwianiem, amplitudą nastrojów, zarówno w polityce jak i gospodarce. Trudno więc kusić się o długotrwałe prognozy.

To nie brzmi zbyt optymistycznie.

WN: Ja jestem jednak umiarkowanym optymistą. W mojej ocenie nie będziemy mieli kolejnego lockdownu i chociaż wirus z nami zostanie, a jesienna fala będzie zapewne nieunikniona, to jednak nauczymy się żyć z tym wirusem. Jestem przekonany, że nie będziemy musieli już uciekać się do tak drastycznych środków jak zakazy prowadzenia działalności.

Rozmawiał: Radosław Rybiński

Trwa rejestracja uczestników i partnerów!

SCF 2024 Spring

Najważniejsze wiosenne spotkanie rynku centrów handlowych,  9-10 kwietnia 2024, Legia Warszawa.

Rejestracja uczestników