Newsletter SCF News
Dołącz do 7000 odbiorców!

[WYWIAD] Marcin Kobylarczyk, Chude Ciacho: skorzystaliśmy z tarczy, ale to były środki na otarcie łez

Galerie niewątpliwie są machiną, w której przebywa w normalnych warunkach dużo ludzi. Stąd ruch w centrach jest zdecydowanie większy niż na ulicy. Zdecydowanie łatwiej jest nam także pozyskać klienta w galerii niż z ulicy. Ponadto korzystamy także na tym, że w galerii przychodzi do nas klient pod wpływem impulsu, przypadkiem przechodząc koło cukierni. W lokalach przy ulicach nie ma tego dodatkowego klienta. Tutaj galerie mają przewagę. Natomiast wszystko się wyrównuje w sytuacji, gdy dochodzi do lockdownu – w rozmowie z SCF News / retailnet.pl mówi Marcin Kobylarczyk, współwłaściciel sieci cukiernio-kawiarni Chude Ciacho

Jak funkcjonuje sieć cukiernio-kawiarni Chude Ciacho w czasie pandemii?

Marcin Kobylarczyk: Aktualnie funkcjonujemy zgodnie z obowiązującymi rozporządzeniami, czyli oferujemy sprzedaż na wynos. Okres letni minionego roku umożliwił działanie z zachowaniem reżimu sanitarnego, ale po wprowadzeniu trzeciego lockdownu dla gastronomii mamy powrót do opcji na wynos. Dostosowaliśmy więc nasz produkt do takiej formy, by nie stracił na jakości i na smaku i trafiał do klienta w 100 proc. jakości.

R E K L A M A

Sieć Chude Ciacho to lokale usytuowane zarówno przy ulicach handlowych jak i w galeriach. Widać różnicę w funkcjonowaniu tych placówek?

MK: Obecna sytuacja pokazuje, że ruch w cukierniach zlokalizowanych w centrach handlowych spada nam dziesięciokrotnie w momencie, kiedy następuje lockdown galerii handlowych. Aktualnie prowadzimy sieć dwóch lokali w Łodzi, jednego w Warszawie i jednego we Wrocławiu. Musieliśmy zlikwidować lokal w centrum handlowym Sukcesja, gdyż ta galeria nie przetrwała pandemii. Lokal w Manufakturze działa i działał nawet, gdy galeria były zamknięta. W tym przypadku funkcjonowaliśmy na zasadach pick up point czyli na zewnątrz z opcją serwowania ciast na wynos.

Czy w związku z utrudnioną opcją działania w centrach handlowych zmienicie strategię i galerie przestaną być w kręgu Waszych zainteresowań?

MK: Galerie niewątpliwie są machiną, w której przebywa w normalnych warunkach dużo ludzi. Stąd ruch w centrach jest zdecydowanie większy niż na ulicy. Zdecydowanie łatwiej jest nam także pozyskać klienta w galerii niż z ulicy. Ponadto korzystamy także na tym, że w galerii przychodzi do nas klient pod wpływem impulsu, przypadkiem przechodząc koło cukierni. W lokalach przy ulicach nie ma tego dodatkowego klienta. Tutaj galerie mają przewagę. Natomiast wszystko się wyrównuje w sytuacji, gdy dochodzi do lockdownu.

Jak przebiega Wasza współpraca z zarządzającymi? Udało się przenegocjować warunki umów najmu?

MK: W większości przypadków nie mieliśmy problemów z uzyskaniem upustu czynszowego za okres lockdownu. Doszliśmy do porozumienia praktycznie ze wszystkimi wynajmującymi nam powierzchnię handlową. Oczywiście w przypadku galerii handlowych wiązało się to z koniecznością przedłużenia umowy najmu na pół roku + czas lockdownu.

W jakim stopniu w walce z pandemią pomogła Wam tarcza antykryzysowa?

MK: Skorzystaliśmy z tarczy, ale to były środki na tzw. otarcie łez. To nie były wystarczające środki na pokrycie strat które odnotowaliśmy. Mamy znaczne spadki obrotów na przełomie roku 2019/2020, mogliśmy to wykazać we wniosku o przyznanie dodatkowych środków natomiast potrzeby są zdecydowanie większe.

Czy opcja delivery pozwala na przetrwanie?

MK: Współpracujemy z dwoma operatorami świadczącymi usługi dowozu i z doświadczenia wiem, że różnie to funkcjonuje. Często zacinają się systemy, są problemy z kurierami i nigdy też w 100 proc. nie mamy pewności, w jakim stanie zamówienie dotrze do klienta. Jestem więc zwolennikiem wydawania towaru u nas w lokalu, na miejscu. Wtedy mamy pewność, że klient odebrał towar najlepszej jakości i w takim stanie, jak serwujemy go w naszych kawiarniach. Wiele do życzenia pozostawia także wysokość ceny za dostawy. Najczęściej jest to 35 proc. wartości zamówienia czyli bardzo wysoka stawka.

Czy pandemia „przeczesze” rynek na tyle, że stworzy to okazję dla inwestorów na nowe biznesy?

MK: Wiele sieci gastronomicznych już się zamyka. Widać to na każdym z rynków na którym działamy – jednakowo w stolicy, w Łodzi czy we Wrocławiu. Trzeba jednak pamiętać, że branża gastro to nie jest biznes dla osób, które nie robią tego z zamiłowaniem. Żeby cała machina funkcjonowała dobrze to jakość także musi być 100 procentowa.

Jak będzie wyglądał handel po pandemii? Kiedy w Pana opinii, wszystko wróci na właściwe tory?

MK: Ciężko cokolwiek planować, bo sytuacja jest niepewna. Mieliśmy w planach otwarcie kolejnych lokali, ale z wiadomych względów musimy te otwarcia przesunąć na 2022 rok. Czekamy aż pozwolą nam działać i będziemy mogli wrócić do normalnej pracy stacjonarnie. Dwupoziomowa ponad 200 metrowa kawiarnia w stolicy i reszta lokali czekają na klientów.

Rozmawiała: Katarzyna Łabuz