Newsletter SCF News
Dołącz do 7000 odbiorców!

[WYWIAD] Piotr Greczanowski, Chinkalnia: na zmiany w wysokości czynszów raczej nie ma co liczyć

Na zmiany w wysokości czynszów raczej nie ma co liczyć. Ale też, mówiąc wprost, w normalnych czasach nie mieliśmy powodów i potrzeby żeby renegocjować warunki umów. Teraz jak trwa to już ponad rok, zauważalnych zmian także nie widać. Przypuszczam, że kiedy skończy się pandemia o wszystkim zapomnimy mówi w rozmowie z Retailnet Piotr Greczanowski, Menedżer ds.rozwoju, Chinkalnia

Jak radzi sobie sieć restauracji Chinkalnia w opcji na dowóz?

Piotr Greczanowski: Staramy się działać w opcji na dowóz i na wynos, ale nie jesteśmy stricte dowozowym formatem. Nasze restauracje wpisują się w formułę casual dining i całkowite przestawienie się na nowe warunki jest bardzo trudne. Główna część naszego biznesu to atmosfera. Dotychczas bazowaliśmy na lokalach, klimatycznej aranżacji wnętrz, muzyce i specjalnej gruzińskiej atmosferze. Całość wraz z jedzeniem, obsługą kelnerską, winem czyniło klimat naszych restauracji. Teraz jesteśmy tego pozbawieni i uczymy się funkcjonować na nowych zasadach.

R E K L A M A

Dowozy to specjalne przygotowanie samych produktów, ale także obsługa logistyczna, która do najtańszych nie należy. Jak realizujecie te usługę?

PG: Aktualnie działa 12 naszych i 11 z nich oferuje dowozy. I istotnie nie jest to biznes dochodowy. Dostawy są raczej tylko formą na przetrwanie. Każda z naszych restauracji indywidualnie starała się nawiązać współpracę z partnerami świadczącymi usługi dostaw i są to albo lokalne mniejsze korporacje, albo duzi znani gracze, których ceny raczej do tanich nie należą. Marże są tak wysokie, że robimy to tylko po to, żeby przetrwać i być obecnym w świadomości klientów.

Proszę też zauważyć, że do tej pory nie mieliśmy styczności z dostawcami i większość lokali nie oferowała opcji dowozu, wiec tutaj kompletnie musieliśmy przebudować strategię działania i jak łatwo się domyślić, nie było to proste. Chwytamy się jednak każdej możliwości. Korzystamy z aplikacji do zamówień i wykorzystujemy własny personel do dowozów. Wciąż jednak nie ma mowy tu o przychodach.

Jakiego rzędu spadki odnotowujecie?

PG: Spadek jest olbrzymi. Jesteśmy w stanie wypracować jedynie 10 może 30 proc. tego, co łatwo osiągaliśmy w normalnych czasach. Najbardziej ucierpiały restauracje zlokalizowane w miastach turystycznych, gdzie zawsze ruch był spory, a teraz praktycznie jest zerowy przychód.

Jedyna szansa to otwarcie lokali czy może jednak usprawnienie opcji delivery?

PG: Już wiemy, że dowozy nas nie uratują. Jedyna szansa to szybkie otwarcie lokali i powrót do tzw. normalności. Liczymy na odbudowę biznesu zaraz po tym, jak będziemy mogli otworzyć lokale.
Pozytywnych reakcji nie brakowało w momencie, gdy częściowo zniesiono lockdown latem ubiegłego roku. Wówczas poczuliśmy naprawdę ogromny napływ gości. Ludzie stęsknili się za restauracjami, za nami, za naszą kuchnią i śmiało mogę użyć stwierdzenia, że był to jeden z lepszych okresów dla naszych restauracji . To też pozwala nam na pozytywne patrzenie w przyszłość i daje motywację. Mamy nadzieję na powtórkę, i na to że popyt będzie tak samo duży choćby przyszło nam dalej funkcjonować w reżimie sanitarnym.

Po jakim czasie wówczas moglibyście nadrobić straty?

PG: Ciężko jest mówić o odrabianiu strat, bo utracony dochód już nigdy do nas nie wróci. Trzeba będzie niejako zacząć wszystko od zera i cofnąć się do stanu sprzed pandemii. Wiele zależy od miasta. Te turystyczne będą miały trudniej, bo gros naszych klientów Gdańsku czy Krakowie stanowili obcokrajowcy, a ci raczej nie prędko wrócą do podróżowania. Chciałbym żeby maj był już takim miesiącem w którym powoli będziemy wychodzić z pandemii, ale jak będzie, czas pokaże.

Jak w takich trudnych dla biznesu czasów pozyskuje Pan franczyzobiorców?

PG: Mam związane ręce. Pandemia wstrzymała większość moich działań. Wszystkie wspomagające wydarzenia i targi zostały odwołane, lub się odbyły w ograniczonych warunkach. Inwestowanie wiąże się teraz ze sporym ryzykiem i to widać. Ale z drugiej strony w kryzysie jedni tracą, a drudzy zyskują więc jest to dobry czas na inwestycje. Po pierwszej fali pandemii mamy wzrost zapytań o franczyzę i czekamy tylko na rozwój sytuacji. W przygotowaniu do otwarcia mamy dwa nowe lokale i jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem to w kwietniu otworzymy restauracje w Gdyni a w czerwcu Lubinie.

Jak współpracuje się Wam z wynajmującymi powierzchnie handlowe? Są szanse na negocjacje umów najmu, lepsze warunki?

PG: Różnie to wygląda. Niektórzy poszli nam na rękę i obniżyli warunki czynszowe, ale są też takie przypadki, gdy nie mogliśmy liczyć na żadne ustępstwa. Mamy całe spektrum sytuacji. Na zmiany w wysokości czynszów raczej nie ma co liczyć. Ale też, mówiąc wprost, w normalnych czasach nie mieliśmy powodów i potrzeby żeby renegocjować warunki umów. Teraz jak trwa to już ponad rok, zauważalnych zmian także nie widać. Przypuszczam, że kiedy skończy się pandemia o wszystkim zapomnimy.

Prowadzą Państwo ponad 60 restauracji na różnych rynkach. Jak wygląda prowadzenie biznesu w innych krajach?

PG: W każdym kraju jest nieco inaczej. Na Ukrainie już żadnego lockdownu nie ma i restauracje funkcjonują normalnie, ale oczywiście turystów brakuje. Na Litwie lokale są zamknięte i działamy tylko w dowozach. Na Łotwie jeszcze trudniej, bo tam obowiązuje całkowity lockdown a nasze restauracje znajdują się w centrach handlowych więc kompletnie paraliżuje nam to możliwość działania.

Rozmawiała: Katarzyna Łabuz