Newsletter SCF News
Dołącz do 7000 odbiorców!

[WYWIAD] Ewelina Szmit, Stowarzyszenie Branży Sal Zabaw i Centrów Rozrywki: znikamy z rynku retail

Z rynku retail zniknęło już około 30 proc. firm prowadzących sale zabaw i centra rozrywki. Branża domaga się  wsparcia od rządzących. – Stowarzyszenie powstało, żeby ocalić branżę sal zabaw i centrów rozrywki przed upadkiem spowodowanym nieodpowiednimi decyzjami w związku z pandemią koronawirusa – mówi w rozmowie z Retailnet Ewelina Szmit, członkini Stowarzyszenia Branży Sal Zabaw i Centrów Rozrywki, właścicielka Rodzinnego Centrum Rozrywki i Rozwoju Fantasmagoria w Radomiu

Jakie są główne cele i działania Stowarzyszenia Sal Zabaw?

Ewelina Szmit: Stowarzyszenie powstało, żeby ocalić branżę sal zabaw i centrów rozrywki przed upadkiem spowodowanym nieodpowiednimi decyzjami w związku z pandemią koronawirusa. Aktualnie nasza działalność jest wykluczona z pomocy państwa i jesteśmy pozostawieni sami sobie. Zablokowano nam możliwość działania i jednocześnie nie dano nic w zamian. Sytuacja większości podmiotów – retailerów, których zrzeszamy jest dramatyczna.

R E K L A M A

Jakie branże zrzesza Stowarzyszenie?

ESz: Zrzeszamy operatorów z szeroko rozumianej branży rozrywki i sal zabaw funkcjonujących na polskim rynku. Reprezentujemy sieć około 2 tys. obiektów działających w różnych formatach – przykładowo, sieci punktów rozrywki w centrach handlowych, pojedynczych sal zabaw, punktów opieki dla dzieci.

Czego domaga się Stowarzyszenie?

ESz: Przede wszystkim chcemy mieć realny wpływu na to, jak są konstruowane rozwiązania prawne dotyczące naszej branży, ponieważ niestety aktualnie decyzje zapadają z urzędu, arbitralnie i często bez znajomości naszej specyfiki działalności. Ponadto proponowane przez rząd rozwiązania są, naszym zdaniem, nielogiczne i trudne do wykonania.

Na jakich warunkach mogą w tej chwili działać podmioty z Państwa branży?

ESz: Niestety nie mamy możliwości działania nawet w bardzo wysokim reżimie sanitarnym. Niektóre z firm zdecydowały się na prowadzenie warsztatów dla dzieci, ale przy tak niewielkich grupach, jest to działanie na granicy opłacalności. Podejmowane po to, by nie myśleć, nie zwariować i żeby klienci nie zapomnieli o takich miejscach jak nasze. Przychód z takiej działalności wystarczy jednak jedynie na opłacenie 2-3 małych rachunków.

Jaka jest skala problemu?

ESz: Z przeprowadzonych przez nas analiz wynika, że aktualnie tylko 44 proc. firm z naszej branży może starać się o jakiekolwiek wsparcie rządowe, a cała branża jest poddana kolejnym lockdownom i ma ograniczone możliwości jakiegokolwiek działania w celach zarobkowych. Skala problemu jest na tyle duża, że za chwilę z rynku zniknie 30 może 40 proc. operatorów, którzy do marca ubiegłego roku byli świetnie prosperującymi podmiotami z bardzo dobrymi perspektywami rozwoju. Już z rynku zniknęło około 20, może 30 proc. firm z naszej branży. W niektórych regionach ten procent może być dużo wyższy.

Jakie działania podejmuje Stowarzyszenie, by zaradzić problemowi?

ESz: Od wielu miesięcy prowadzimy rozmowy z Ministerstwem Rozwoju i staramy się przedstawić naszą sytuację. Niestety nasze argumenty pozostają bez podpowiedzi. Nie możemy liczyć na tarcze antykryzysowe, bo są, mówiąc wprost, dziurawe. Ponadto w tej chwili mamy zablokowaną nawet możliwość brania kredytów na podtrzymanie działalności. Znikamy.

Z czego wynika to nieporozumienie w temacie przyznawania Wam środków na przetrwanie?

ESz: Problem dotyczy klasyfikacji PKD. Dla rządzących staliśmy się niezrozumiałym i niezidentyfikowanym tworem, którego nie wiadomo jak traktować. Według niektórych jesteśmy niczym więcej, niż, placem zabaw pod dachem. Tymczasem jesteśmy pełnoprawnymi uczestnikami rynku. Najemcami powierzchni handlowych, operatorami spełniającymi wiele funkcji. Łączymy wiele różnych branż w jednym, gdyż świadczymy usługi gastronomiczne, opieki pozaszkolnej, zapewniamy rożnego rodzaju formy edukacji, oferujemy zajęcia terapeutyczne w stylu Montessori czy zapewniamy atrakcje turystyczne – często jedyne w okolicy. Zakres naszych działań jest szeroki, ale nigdy nie wyodrębniono dla nas odpowiedniego i jednego PKD, które odpowiadałoby naszej działalności.

Dlaczego Państwa branże nie starały się dotąd o ujednolicenie PKD?

ESz: Apele o to, by utworzyć dla nas odrębne PKD nigdy nie spotykało się uznaniem rządzących. Wielokrotnie interweniowaliśmy w tej sprawie.

Jak wielu firm ten problem dotyczy?

ESz: Praktycznie wszystkich uczestników rynku. Podmioty działające w ramach naszego formatu maja tak różne klasyfikacje PKD, że aż trudno w to uwierzyć. W wielu przypadkach PKD przyznawano np. według aktualnej decyzji właścicieli, którzy nie mieli z czego wybrać więc decydowali się na pierwsze lepsze rozwiązanie które chociaż w małym stopniu pasowało do prowadzonej działalności. Nierzadko była to decyzja księgowego albo jakiegoś innego urzędnika. Efekt jest taki, że w tej chwili jedna branża ma kilkanaście różnych klasyfikacji PKD i każdą obowiązują różne warunki przyznawania tarczy antykryzysowej. Tymczasem niektórzy z nas byli potraktowani lockdownem trzykrotnie, mają zerowy przychód i żadnej pomocy.

Jak wygląda Państwa współpraca z wynajmującymi Wam powierzchnie? Czy możecie liczyć na wsparcie? Jesteście przecież operatorami wynajmującymi duże powierzchnie

ESz: Na początku chcę podkreślić, że samo stworzenie sali zabaw jest pracochłonne, czasochłonne i niestety kosztowne. Każda sala zabaw musi spełniać szereg rygorystycznych norm i wymaga stworzenia specjalnej infrastruktury. Nie ma takich budynków i powierzchni, które na dzień dobry są gotowe do prowadzenia działalności. Sale zabaw to lokale wielkopowierzchniowe mające średnio od 250 do 500 mkw. powierzchni. Zdarzają się jednak takie, które mają nawet 2-3 tys. mkw. Opłaty za takie powierzchnie, jak łatwo się domyślić, nie są małe. Staramy się więc renegocjować umowy najmu, ale każdy przypadek jest inny. Obiekty w centrach handlowych są w troszkę lepszej sytuacji ponieważ bardzo dużo galerii handlowych zdecydowało się na ustępstwa, na zniesienie czy obniżenie czynszów na określony czas. Niestety nie wszyscy wynajmujący są otwarci na negocjacje. Powiem więcej, pojawiają się nawet próby przejęcia co lepszych lokali w zamian za anulowanie dalszej umowy.

Kiedy można się spodziewać otwarcia dla Państwa branży bądź ogłoszenia wytycznych, które pozwoliłyby działać chociaż w ograniczonych warunkach? Macie jakieś informacje w tej sprawie?

ESz: Nie wiemy tego. Nigdy nie padła żadna deklaracja i żadnych konkretów nie ma. Obawiam się, że to może być dopiero czerwiec 2021, czyli najgorszy z możliwych dla nas terminów.

Dlaczego najgorszy?

ESz: Dla naszej branży otwarcie w czerwcu, to tak, jakby uruchomić stok narciarski w lecie. To straszny dla nas termin, bo nasza działalność jest sezonowa i bazujemy na funkcjonowaniu wtedy, gdy na dworze jest zimno. Sezon leni to wakacje, spędzanie czasu na świeżym powietrzu, odpoczynek od edukacji i zajęć. Nawet urodzin się wtedy u nas nie organizuje, bo rodzice wybierają przyjęcia w ogrodach, na działkach i przy grillach. Od zawsze sale zabaw w sezonie letnim funkcjonowały na granicy opłacalności, ale mogły sobie na to pozwolić ze względu na poprzednie miesiące, które budowały nadwyżkę pozwalającą przetrwać w sezonie martwym. Dla nas sezon pracy zaczyna się od września.

Jak widzi Pani przyszłość Waszej branży? Jest jeszcze co ratować?

ESz: Te firmy, które przetrwają okres pandemii, będą w bardzo dobrym położeniu. Może nie od razu zaczną wracać do życia, ale będą potrzebne. Już widać ogromny głód atrakcji. Rodzice chcą korzystać z takich miejsc jak nasze. Jesteśmy potrzebni, ale mamy związane ręce.

Czego zatem Wam życzyć?

ESz: Chcemy żeby nam zaufano. Jesteśmy od zawsze branżą bardzo dobrze przygotowaną do działania w wysokim reżimie sanitarnym. Żaden z naszych członków nigdy nie mógłby sobie pozwolić na to, by nasze lokal stanowiły jakiekolwiek zagrożenie dla dzieci czy dorosłych, bo natychmiast stracilibyśmy zaufanie. Proszę nam więc życzyć tego, by rządzący wreszcie nas zauważyli i pochylili się nad naszymi problemami.

Rozmawiała: Katarzyna Łabuz